Aaach, w sumie co mi tam. I tak może jutro uda mi się napisać kolejną część...
ADkA, a już myślałam, że moja wyobraźnia jest jakaś zwyrodniała

Całe szczęście, ale przysięgam, że nie miałam wtedy żadnego jasnowidzenia. Ani majaczenia

(PS: Co do egzaminów - zaczynam nieznosić francuskiego. Nie mam ochoty mieć z nim nic wspólnego - rychło w czas...). I ależ przyczepiaj się, przyczepiaj, ja zaczynam kręcić jak mogę.
Matko, Max jako syrena

Hm, a propos wizji i takich tam. Naszło mnie ostatnio na lotnictwo wojskowe - poczytać, oglądnąć... I jak ślepej kurze ziarno, weszłam na RF po miesiącach nieobecności i pierwsze opowiadanie z brzegu było dokładnie o tym! Powiedziałabym, że głupi ma szczęście
Elu - no cóż, w końcu Roswell to praktycznie rzecz biorąc coś w rodzaju "Końca świata" - a przynajmniej koniec Stanów, tuż obok Meksyk i dzikich szczątków Indian. Koniec i początek świata dla wielu z nich, bo w końcu wyjechali stamtąd tylko po to, by wrócić... Co do imion - ba, Alex już jest, Bobby również, jeszcze tylko myślę, gdzie wepchnąć Jamesa i Stewarda. Jednak coś z tych wszystkich filmów i książek zostaje w człowieku, by później delikatnie ujawniać się przy różnych okazjach.
Kolejna część czeka. Coraz bardziej zaczyna mi się podobać idea zabawienia się w Mojry.
Część 14
(...)
Chris:
Wolałem zacząć decydującą rozmowę w kuchni. Wydawała mi się najodpowiedniejszym miejscem do tego typu rzeczy – salon był zbyt oficjalny i idealny, do pokoju Jennie czy też pani Evans głupio tak wchodzić prosto z ulicy, a w korytarzu to tak trochę nie bardzo rozmawiać. Zostawała kuchnia.
Pani Evans postawiła przede mną szklankę z wodą mineralną, a sama usiadła naprzeciwko mnie.
-Co znowu wymyśliła moja córka? – zapytała z niejakim znużeniem, wyjmując z pudełka papierosa i obracając go niespokojnie w palcach. Gdyby nie ten ruch palcami przysiągłbym, że mam przed sobą uosobienie spokoju i porządku.
-Jennie? Nie, tym razem to nie ona – odparłem usiłując zmusić się do uśmiechu. – A przynajmniej ja nic o tym nie wiem.
Pani E popatrzyła na mnie z powątpiewaniem, ale nic nie powiedziała.
-Po prostu... myślałem, że skoro już tu jestem i skoro już poznałem całą historię – odchrząknąłem lekko. – Pomyślałem, że może moglibyśmy pojechać do Roswell.
(...)